„Gdy nadchodzi fala, obmywa Cię i wpina się na brzeg. Następnie fala zawraca, przepływa przez Ciebie i wraca do oceanu. Tak właśnie działa oddychanie – wdech, przejście, wydech, przejście i proces zaczyna się od nowa”.
Już w 16 wieku lekarze zaczynali interesować się tematem chrapania w kontekście zaburzeń oddychania. Lata badań jednoznacznie mówią, że zaburzenia oddychania mogą prowadzić do moczenia nocnego, cukrzycy, nadciśnienia, raka, przewlekłego chrapania /bezdechów nocnych, alergii, astmy, odwodnienia, co ciekawe, dając temu efekty również wizualne – zmiana kształtu twarzoczaszki jest zauważalna już po kilku dniach eksperymentalnego oddychania tylko przez usta.
Bardzo ciekawy jest również aspekt ewolucyjny, który możemy nazwać na niektórych płaszczyznach dyzewolucją. Nasi przodkowie mieli szczęki wysunięte do przodu, duże otwory nosowe, rozległe zatoki i szeroka jamę ustną. Twarz rosła do przodu, czemu zawdzięczali szerokie drogi oddechowe. Prawdopodobnie nigdy nie chrapali, mieli również proste, ładne zęby. Współczesne czaszki wyglądają odwrotnie: szczęka cofnęła się przed linie czoła, zatoki się skurczyły, pokrzywiły się zęby. W tym kontekście ewoluowalismy, by chorować (na wyżej wymienione choroby).
Zmiany jakie w nas postępują, nie zawsze są dobre. Są po prostu zmianami. Ewolucja to proces, adaptacja do zachodzących zmian. Tylko czy te zmiany zawsze są na dobre? Tutaj doprowadziło to niestety do szeregu niedogodności. I przekazujemy aktualnie te geny z pokolenia na pokolenie.
Oczywiście równolegle nastąpił postęp ewolucji w postaci rozrostu mózgu (dzięki nauce nowych czynności, opanowania ognia itp.), który potrzebował miejsca, które zabrał właśnie drogom oddechowym, zatokom i jamie ustnej.
Również nos, który powstał przez skrócenie twarzy i cofniecie jamy ustnej- wydaje się nie być do końca efektywny w porównaniu do płaskich nosów naszych przodków – mniej skutecznie filtruje powietrze i naraża nas na patogeny i bakterie. Można więc powiedzieć, że adaptacje, które pozwoliły naszym przodkom ścigać zwierzynę, obrobić ją i jeść, jednocześnie utrudniły nam inną podstawowa czynność życiową – oddychanie. Aktualnie prowadzi nas to w epidemię przewlekłego oddychania przez usta i do dużo większej ilości chorób, niż Wam się wydaje- możemy np. udusić się własnym językiem, podczas epizodu bezdechu sennego. O ironio…
Powinniśmy zatem zwracać szczególną uwagę, by oddychać przez nos. Co może Was bardziej interesować – róbcie tak również podczas treningu, a nie podwyższy się Wam aż tak ciśnienie krwi i tętno, zmniejszy się ogólny wydatek energetyczny, wiec mamy większą wydajność, przez co notujemy większą wytrzymałość.
Dużo ludzi nieświadomie oddycha w nocy przez usta – masz suchość w ustach, przez co budzisz się by się napić, a potem, by iść do toalety? Albo budzisz się rano z prawie że zaklejoną buzią? Z pomocą może przyjść zaklejanie jamy ustnej na noc. Mamy wtedy pewność, że każdy wdech będzie prawidłowy. Jakie to ma znaczenie dla osób trenujących? Zaburzone oddychanie w nocy to gorsza regeneracja potreningowa (i mniejsza jasność umysłu w pracy). Mniejszy progres, większe ryzyko przetrenowania itp.
To wszystko jest niezwykle ciekawe. Jesteśmy mądrzy, silni, żyjemy trzy razy dłużej, niż ludzie z innych epok, ale utraciliśmy kontakt z najważniejszą funkcją życiową, którą, jak niektórzy mówią, jest łącznikiem duszy z ciałem. Oddech może, dzięki naszemu umysłowi, wpływać bowiem na ciało. Jest najbardziej intymną reakcją, jaka łączy nas z otaczającym światem. Nasze nozdrza pulsują własnym rytmem, otwierają się i zamykają zmiennie, zależności od fazy dnia, nastroju, czy stanu umysłu. Oddychanie przez prawe nozdrze ma inne funkcje, niż przez lewe. To pierwsze przyspiesza krążenie, podnosi ciśnienie i tętno, aktywuje układ współczulny – jest pedałem gazu. Drugie zaś odwrotnie – jest hamulcem, powiązana z układem przywspółczulnym, odpowiada za odpoczynek i wyciszenie, zmniejsza niepokój. Najlepiej jak działają w równowadze, którą można stymulować, w zależności od indywidualnych predyspozycji. Praktyki te widoczne są np. w jodze.
Dlaczego każdy Twój wdech jest magiczny? W trakcie tylko jednego przez nos przepływa więcej cząsteczek powietrza, niż jest wszystkich ziaren na plażach świata- biliony! Nos wyłapuje zanieczyszczenia przez pierwszą linię obrony – śluz, który przesuwa się średnio o 18 cm na dzień, unieruchamia śmieci, przesuwa w dół gardła i do żołądka, gdzie kwas żołądkowy robi z nimi porządek, dalej idzie do jelit i jest usuwane z organizmu.
Co zrobić, żeby oddychać lepiej? Prócz zwracania uwagi na drogę, którą to robimy, są jeszcze inne możliwości. Twórcą zasady „mniej znaczy więcej” był Butejko, aktualnie autorytet w dziedzinie oddychania. Zapytał on siebie: „Co, jeśli nadmierne oddychanie nie jest skutkiem nadciśnienia i bólów głowy, a przyczyną?”. Zbyt duża ilość oddechów jest zdecydowanie rzeczą, którą należy się zająć. Oddychanie 10-20% więcej niż organizm potrzebuje, przeciąża układy w organizmie. Cząsteczki, które zdychamy do naszych płuc wywierają wpływ na wszystkie inne narządy i układy: na tętno, trawienie, nastrój (!!!), decydują kiedy jesteśmy pobudzeni, a kiedy nie. Ilość oddechów w ciągu minuty powinny się mieścić w przedziale 12-16. Sprawdź, jak jest u Ciebie, żeby wiedzieć, czy masz się zacząć martwić.
Z pomocą tutaj przychodzi również Wim Hof i jego kontrolowana hiperwentylacja oraz morsowanie. Powodują one lepsze przystosowanie naszego organizmu, aby pozostał elastyczny wobec stresów współczesnego stylu życia, poprzez świadome (a nie przypadkowe) aplikowanie czynników stresogennych. Dzięki temu w momencie zewnętrznego stresora, lepiej sobie z nim poradzimy. Na szczęście sezon na morsowanie tuż, tuż!
Na dziś to koniec rozważań nad oddechem. Niezwykle złożony, wielopłaszczyznowy temat, który moim zdaniem wymaga zagłębienia, badań oraz praktyki. A przynajmniej każdego powinien chociaż na chwilę zastanowić i skłonić do refleksji.
Pięknej niedzieli.